„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15,16). Te słowa przychodzą mi na myśl, gdy zastanawiam się nad moim powołaniem.  Jestem osobą, której zwykle łatwiej było odpowiadać na czyjeś propozycje, pomysły, niż samej wychodzić z inicjatywą. Nie szukałam  też aktywnie swojej drogi życiowej. Miałam 22 lata,  zaczynałam brać pod uwagę małżeństwo, choć jeszcze nie bardzo serio. Obawiałam się wspólnej  przyszłości z chłopcem, z którym „chodziłam” ze względu na jego przekonania religijne (w okresie studiów przestał być osobą praktykującą). Nie byłam też pewna czy go kocham;  miłość była dla mnie czymś wielkim, a wkraczanie na drogę małżeństwa bez niej niemożliwe.

W tym czasie dowiedziałam się od koleżanki z pracy o możliwości poświęcenia się Bogu przez życie radami ewangelicznymi w środowisku świeckim. Nie słyszałam wcześniej o  instytutach świeckich; poświęcenie życia dla Boga kojarzyło mi się z  wstąpieniem do zakonu. Zresztą wtedy ta droga zdążania do świętości była mało znana. Stąd też nie wiedziałam z kim mogłabym porozmawiać o rodzących się dylematach związanych z wyborem. Pamiętam też, że bałam się złamać zasadę dyskrecji, o którą mnie proszono. Teraz uśmiecham się, gdy przypominam sobie swoje obawy – „a może to jakaś sekta?” Ostatecznie zaufałam temu, co mówiła koleżanka, a krótka wzmianka o instytutach świeckich w czasie nabożeństwa majowego uspokoiła mnie i sprawiła, że przestałam się wahać. Przebywanie z członkiniami  Instytutu, ich modlitwa,  wspólny (majowy) wyjazd w góry, a przede wszystkim łaska Boża i opieka Matki Najświętszej sprawiły, że poprosiłam o przyjęcie do Instytutu (w dniu wspomnienia  NMP Wspomożycielki Wiernych). I choć, jak to potem zobaczyłam, nie kierowały mną wyłącznie dojrzałe motywy, to później Pan Bóg pozwolił mi uświadamiać sobie i oczyszczać to co niedojrzałe. Wierzę, że ON działał przez ludzi i okoliczności, pociągał mnie do Siebie, ode mnie oczekując tylko odpowiedzi – takiej, jaką umiałam dać.  Wiem też, że ta odpowiedź , którą dałam i daję dalej jest też Jego z Jego łaski, że „wszystko jest łaską”. To Jego działanie widzę wyraźnie w całym moim życiu.

Dzięki zachęcie Odpowiedzialnych Instytutu, już po formacji okresu próby wstępnej i złożeniu pierwszych ślubów, zaczęłam studia na KUL-u. Studia  to dla mnie jedno z tego „stokroć więcej” (por. Mk 10,30), co Jezus obiecał tym, którzy poszli za Nim – dobro, jakiego się nie spodziewałam. Studiowanie bowiem było moim pragnieniem, ale po skończeniu liceum wybrałam szkołę pomaturalną, gdyż uważałam, że jako najstarsza z rodzeństwa powinnam szybko skończyć edukację i odciążyć finansowo rodziców – ale właśnie dzięki temu w pierwszej pracy poznałam osoby z mojego Instytutu, które pomogły mi odnaleźć moje powołanie. Odbieram to jako wyraz troski Pana Boga o mnie, kierowania moim życiem z miłością.

W miarę wzrastania w latach zaczęłam coraz bardziej doświadczać tego, jak daleko mi jeszcze do autentycznej wolności, która umożliwia pełniejsze życie powołaniem, odważniejsze świadczenie o Chrystusie, życie w pełni dla Niego. I znowu P. Bóg dał mi to, co było mi wtedy najbardziej potrzebne i pomocne: łaskę głębszego wejścia w duchowość ignacjańską dzięki doświadczeniu rekolekcji ignacjańskich z prowadzeniem indywidualnym, łaskę kierownictwa duchowego.  Stopniowo pomagał mi porządkować uczucia, wyzwalał mnie (i dalej wyzwala) z lęku o siebie, pozwalał doświadczać bardziej osobistego kontaktu z Nim na modlitwie, bardziej Jemu ufać i bardziej otwierać się na ludzi. I choć mam świadomość swojej grzeszności, słabości i wiem, że  niczym nie różnię się tu od innych ludzi.,  mam też świadomość miłości, hojności, wierności Boga..

„Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili …” (J 15,16).

Gdy zastanawiam się nad tym czy przynoszę owoc, jak w moim  życiu  konsekracją w świecie jestem pomocna innym ludziom w ich zdążaniu do Boga, to myślę, że przede wszystkim przez modlitwę i jakieś tajemnicze „przenikanie” łaski, czasem przez świadectwo słowem.

Często polecam Panu Bogu ludzi, których problemy znam dzięki współpracy z nimi i spotykaniu się w ramach pracy zawodowej, kontaktów rodzinnych czy towarzyskich. Czasem jest to jedyna możliwość pomocy, gdy dotkliwie odczuwam ich biedę, zwłaszcza duchową – a  nie umiem słowem zaświadczyć o miłości Boga albo wiem, że „grunt” nie jest przygotowany. Mam też nadzieję, że w jakimś stopniu realizuje się poprzez moją osobę „promieniowanie na otoczenie”, o jakim często nam przypominał Ojciec Założyciel, promieniowanie  łaski Bożej, życia Bożego, które trwa we mnie dzięki łasce uświęcającej. I gdy mi czasem smutno, że tego owocu  może nie widać w moim życiu, znowu pociesza mnie słowo Jezusa:  „Ja was wybrałem i przeznaczyłem … aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje”.

Jestem bardzo wdzięczna Panu Bogu za moje powołanie. Raduje mnie to szczególnie, że zbliża mnie ono do Niego. Włączenie do Instytutu umożliwia, ułatwia i mobilizuje do systematycznych wysiłków w pielęgnowaniu życia duchowego, do dawania ze swej strony tego, co konieczne, by Bóg mógł działać we mnie i przeze mnie.  Konsekracja dodaje sił do wierności w życiu pośród świata. W świecie tym żyję jak inni świeccy, a jednak inaczej – bo ze świadomością  tego co w życiu najważniejsze, ze świadomością wybrania przez Jezusa do bliskości  i współpracy z Nim.

Anna